Były brytyjski dyplomata Alastair Crooke, ekspert w dziedzinie geopolityki, przedstawia wnikliwą analizę skomplikowanych relacji łączących Stany Zjednoczone i Izrael z Iranem. W jego ujęciu nie sposób zrozumieć dynamiki tego konfliktu bez uwzględnienia szerszego kontekstu – rosnącej roli Chin i Rosji, przełomowych umów handlowych z krajami Zatoki Perskiej oraz głębokich przesunięć w globalnym układzie sił. Najnowsze starcie wymaga spojrzenia wielowymiarowego – nie tylko militarnego, ale również strategicznego i cywilizacyjnego.



Chris Hedges:
Dwunastodniowy konflikt między Izraelem, Stanami Zjednoczonymi a Iranem jeszcze się nie zakończył. To dopiero początek wojny, która może przerodzić się w długotrwały, wyniszczający konflikt – podobny do ciągnącej się od dekad, przerywanej wojny Izraela z Libanem.

Podobnie jak w przypadku inwazji i okupacji Iraku, ataki na Iran zostały oparte na kłamstwie. Ani amerykański wywiad, ani ONZ nie potwierdziły zarzutów Netanjahu i Trumpa, jakoby Iran wykorzystywał wzbogacony uran do produkcji broni nuklearnej.

Izrael zadał Iranowi poważne straty – według własnych doniesień, zginęło 30 wysokich rangą funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa oraz 11 kluczowych naukowców pracujących nad programem nuklearnym. Jednak ani Izrael, ani USA – wbrew twierdzeniom Donalda Trumpa – nie zniszczyły irańskiego programu jądrowego. W najlepszym razie udało im się go opóźnić o kilka tygodni, może miesięcy – jeśli w ogóle Teheran zdecydowałby się na budowę bomby.

Irańskie pociski ziemia–ziemia najpewniej wyrządziły Izraelowi większe szkody, niż ten się spodziewał. Mimo to izraelskie siły powietrzne – niemal całkowicie kontrolując przestrzeń powietrzną Iranu – były w stanie skutecznie namierzyć i niszczyć kolejne wyrzutnie rakiet.

Zerwanie przez USA porozumienia nuklearnego z Iranem – układu, którego Teheran przestrzegał – a następnie przyzwolenie na izraelski atak w trakcie trwających negocjacji, ostatecznie zamknęły drogę do pokojowego rozwiązania.

Brak jakiegokolwiek potępienia nalotów ze strony państw europejskich – ataków, które stanowiły rażące pogwałcenie suwerenności Iranu – jedynie pogłębił przepaść między Teheranem a Zachodem. Zamiast osłabić władze w Iranie, izraelskie działania oburzyły społeczeństwo – szczególnie młodych, którzy tłumnie uczestniczyli w pogrzebach ofiar.

To z kolei umocniło determinację irańskich przywódców, którzy w odpowiedzi zawiesili współpracę z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej i odrzucili wezwania administracji Trumpa do wznowienia rozmów.

Aby porozmawiać o konsekwencjach tej wojny i możliwym rozwoju wydarzeń, moim gościem jest dziś Alastair Crooke – były brytyjski dyplomata, przez lata pracujący na Bliskim Wschodzie jako doradca ds. bezpieczeństwa specjalnego wysłannika UE. Pomagał w negocjacjach rozejmu między Hamasem, Islamskim Dżihadem a Izraelem. Jest również autorem książki Resistance: The Essence of the Islamist Revolution, w której analizuje znaczenie ruchów islamistycznych na Bliskim Wschodzie. Jego najnowsze analizy można znaleźć na ConflictsForum.Substack.com.

Zacznę od pytania, które nurtuje mnie od początku tego konfliktu – jak to możliwe, że Izrael tak łatwo zneutralizował irańskie systemy obrony powietrznej, zwłaszcza że były one mieszanką technologii irańskiej i rosyjskiej?

Alastair Crooke:
To, co się wydarzyło, było – mówiąc wprost – operacją opartą na manipulacji i dezinformacji. Wbrew temu, co twierdzi Izrael i wielu komentatorów w Stanach Zjednoczonych, przestrzeń powietrzna Iranu wcale nie była otwarta, a izraelskie samoloty nie przelatywały swobodnie nad terytorium kraju, niszcząc jego systemy obronne.

Jeśli przyjrzeć się temu dokładniej, nie znajdziemy ani jednego nagrania przedstawiającego izraelski samolot nad Teheranem czy inną częścią Iranu. W dobie telefonów komórkowych i mediów społecznościowych to milczenie jest bardzo wymowne. Co się zatem naprawdę stało?

Przed niespodziewanym atakiem 13 czerwca Mossad i izraelskie siły specjalne rozmieściły broń – w tym pociski przeciwpancerne – na terenie irackiego Kurdystanu, w rejonie Erbilu, tuż przy granicy z Iranem. Uplasowano ją możliwie najbliżej irańskich instalacji obrony powietrznej. Następnie, jak potwierdził sam Izrael, siły specjalne operujące już wewnątrz Iranu wykorzystały amerykańskie systemy naprowadzania – takie jak oprogramowanie Battlescape – aby zaatakować ściśle wyznaczone cele.

W tym samym czasie nad Iranem nie latały żadne izraelskie myśliwce – z wyjątkiem kilku jednostek, które przelatywały wzdłuż górzystej, słabo zaludnionej północy kraju i przez przestrzeń powietrzną Azerbejdżanu. To właśnie z Azerbejdżanu wystrzelono izraelskie drony bojowe, wyposażone w stosunkowo niewielkie głowice. Przeleciały one nad Morzem Kaspijskim, aby zbliżyć się do Teheranu – tam zostały odpalone precyzyjne pociski manewrujące, najnowszej generacji.

Uderzenia, które sparaliżowały irańskie instalacje, były zatem wynikiem złożonej, wieloetapowej operacji, przygotowywanej przez miesiące – jeśli nie lata. Kluczową rolę odegrał cyberatak, który już w pierwszych godzinach skutecznie wyłączył irańskie systemy obrony powietrznej. Irańczykom udało się je przywrócić do działania po ośmiu godzinach, co pokazuje, że skuteczność ataku była ograniczona czasowo.

Dlaczego Iran dał się zaskoczyć? Otóż 13 czerwca zbiegł się z ważnymi przygotowaniami – między innymi do planowanego spotkania z wysłannikiem USA, Stevem Witkoffem, w Omanie. W tym samym czasie Islamska Gwardia Rewolucyjna przygotowywała duże manewry wojskowe, obejmujące marynarkę i jednostki rakietowe. Część działań była już wdrażana – a niektóre wystrzelenia rakiet zostały wstrzymane właśnie ze względu na te ćwiczenia.

Co więcej, wszystko wskazuje na to, że w planowaniu uczestniczyli również Chińczycy – wszyscy zebrani byli w jednym sztabie, kiedy uderzenie izraelskie trafiło bezpośrednio w personel dowódczy IRGC. To nie był przypadek – to było precyzyjne uderzenie. Naukowcy cywilni zginęli we własnych domach – trafieni przez izraelskie pociski Spike lub małe pociski balistyczne odpalone przez siły specjalne. W sumie śmierć poniosło 10 lub 11 czołowych specjalistów.

Z tej operacji płyną dwa kluczowe wnioski. Po pierwsze – jej powtórzenie jest niemal niemożliwe. Wymagała ogromnego przygotowania, infiltracji z północy i zachodu, wsparcia MEK (Organizacji Mudżahedinów Ludowych Iranu), rozbudowanego planu cyberataków i uderzenia z wielu kierunków. Teraz jednak wszystko to zostało ujawnione. Irańczycy są gotowi. Ich obrona powietrzna działa. Co więcej – otrzymują nowe systemy od Chin.

Powtórzenie takiego ataku nie będzie możliwe – przynajmniej nie w tej samej formie. Narracja o „otwartym niebie” była po prostu kłamstwem. W rzeczywistości Izrael przeprowadził błyskotliwą, ale jednorazową akcję specjalną – i dobrze wie, że nie da się jej już ponownie przeprowadzić z zaskoczenia.

Chris Hedges:
Chciałbym teraz poruszyć dwie kwestie. Po pierwsze – jaką rolę odegrały Stany Zjednoczone? Wydawało mi się, że to Izraelczycy zneutralizowali irańską obronę powietrzną, aby umożliwić Amerykanom przeprowadzenie nalotu – ale być może się mylę. Po drugie – powiedzmy coś więcej o tych 408 kilogramach wzbogaconego uranu, o których mówiono, że osiągnęły poziom 60 procent. Co właściwie oznacza ten poziom i co Amerykanie próbowali osiągnąć?

Alastair Crooke:
Jeśli chodzi o Amerykanów, to – co dość typowe – uprzedzili Irańczyków o planowanym ataku. Prawdopodobnie uczynili to za pośrednictwem ambasady Szwajcarii w Teheranie, choć równie możliwe, że przez Oman. Przekazali jasny komunikat: to będzie pojedynczy nalot. Jednorazowa akcja. Potem koniec.

Sądzę – choć nie mam stuprocentowej pewności – że Rosjanie również doradzili Irańczykom, by nie podejmowali odwetu. Powiedzieli im mniej więcej: „Pozwólcie, żeby to się wydarzyło. Skala zniszczeń nie będzie tak wielka, jak się ją przedstawia. To będzie bezpieczniejsze.” I wygląda na to, że tak właśnie się stało – tej nocy panowała cisza. Nie było żadnych sygnałów alarmowych, żadnych poważnych eksplozji.

Byłem w Iranie tuż przed tymi wydarzeniami. Moi rozmówcy potwierdzili: noc ataku była wyjątkowo spokojna. Nalot przeprowadzono, cel osiągnięto i… tyle. Czy był skuteczny? Trudno powiedzieć. Prawda jest taka, że nikt dziś tego naprawdę nie wie – a każdy, kto twierdzi, że wie, po prostu zgaduje.

Kompleks jądrowy Fordow ma pięć wejść. Przed atakiem dwa z nich zostały zablokowane przez samych Irańczyków – zasypane ziemią. Większość wejść wyposażona jest w tak zwane „zakrzywienia przeciwwybuchowe” – czyli korytarze o specjalnych kątach, które zapobiegają rozprzestrzenieniu się fali uderzeniowej w głąb kompleksu. Sam reaktor z wirówkami znajduje się jakieś 800 metrów pod ziemią.

Jest jednak jeden wyjątek – otwór wentylacyjny. I to właśnie on budzi kontrowersje. Amerykanie utrzymują, że nie był on zakrzywiony, lecz prowadził pionowo w dół – co teoretycznie pozwalało na przeprowadzenie skutecznego ataku. Wielu ekspertów – m.in. profesorowie z MIT – podważa tę wersję, twierdząc, że to mało prawdopodobne. Czy Irańczycy naprawdę zadbali o zabezpieczenie wszystkich wejść, a zapomnieli o wentylacji? Nie wiadomo.

Faktem jest, że na kilka dni przed atakiem Fordow opuściły ciężarówki. Istnieją dość wiarygodne doniesienia, że znajdujący się tam wysoko wzbogacony uran został wcześniej ewakuowany i przeniesiony do innego kompleksu – tak zwanego Pickaxe Mountain, położonego niedaleko Komu. To obiekt jeszcze głębiej ukryty, praktycznie niewykrywalny z zewnątrz. Możliwe, że właśnie tam przechowywany jest obecnie cały zapas uranu.

Co do skali zniszczeń – dopóki Irańczycy nie odblokują zasypanych wejść, nie sposób tego ocenić. Ale moje przypuszczenie jest takie, że wirówki w Isfahanie, które również są głęboko położone, prawdopodobnie nie ucierpiały. Natanz to inna sprawa – to stara instalacja, jeszcze z czasów szacha, w dużej mierze powierzchniowa. Wirówki umieszczono tam na głębokości około 60–80 metrów. Możliwe, że poniosły uszkodzenia – ale wciąż nie wiadomo, jak poważne.

Trzeba też pamiętać, że w programie wzbogacania uranu zachodzi zjawisko wykładnicze. Gdy osiągniesz pewien poziom, wystarczy niewielki krok, by dojść do 90%. Ted Postol z MIT zwraca uwagę, że nie trzeba wielu wirówek, aby przekroczyć tę granicę. Niewielka ilość uranu może zostać szybko doprowadzona do poziomu broni.

Chris Hedges:
Piloci donosili o widocznych eksplozjach – ale z tego, co rozumiem, nie był to wcale dobry znak?

Alastair Crooke:
Zgadza się. Wybuch, który zarejestrowano, miał miejsce przy otworze wentylacyjnym – a nie w pobliżu samych wirówek. Dlatego wyglądał tak spektakularnie z zewnątrz. Ale nie był to wybuch w sercu kompleksu. Nie świadczył o sukcesie operacji – wręcz przeciwnie.

I tutaj dochodzimy do sedna całej sprawy – i do Trumpa. Mamy dziś do dyspozycji sporo informacji, głównie dzięki dziennikarzowi Michaelowi Wolffowi, który od lat śledzi kulisy działań Donalda Trumpa. Wolff twierdzi – i ma w tym dobrą praktykę – że najwięcej o Trumpie można się dowiedzieć, dzwoniąc do ludzi, z którymi właśnie rozmawiał. Zadawał im jedno pytanie – w kółko to samo. A właściwie nie pytanie, tylko powtarzaną obsesyjnie formułę: „Czy to się udało? Czy to będzie zwycięstwo? Czy będzie wielki nagłówek?” – To właśnie było jego głównym zmartwieniem: PR, nie strategia.

W dniu ataku, 22 czerwca, Trump był bardzo niespokojny. Mówił: „Wchodzimy, bum, wychodzimy. Zawieszenie broni. Gotowe.” – Chciał szybkiego efektu, zwycięstwa medialnego. I w pewnym sensie to zadziałało – przynajmniej z jego perspektywy. Mógł ogłosić: „Wszystko zniszczone. Nie ma programu nuklearnego. Iran pokonany.” To miało posłużyć jako polityczne narzędzie – coś, co można sprzedać Macronowi, Europejczykom, mediom.

Irańczycy to natychmiast podchwycili: „Skoro mówicie, że program nie istnieje – to po co wracać do MAEA? Po co inspekcje?” – I tu dochodzimy do kolejnego punktu zapalnego. MAEA już opuściła Iran. I szczerze mówiąc – jej powrót jest bardzo mało prawdopodobny. Ludzie nienawidzą tej instytucji. Nie przesadzam – to uczucie powszechne.

Dlaczego? Ponieważ Irańczycy uważają, że to właśnie program sztucznej inteligencji MAEA – MOSAIC – odegrał kluczową rolę w identyfikacji naukowców, którzy zostali później zabici. Ten system, stworzony przy współpracy z Palantirem, działa na podstawie analizy ogromnych ilości danych – 400 milionów wpisów z sieci społecznościowych, informacji o kontaktach, lokalizacjach, zachowaniach. Przypisuje ludziom intencje – nie na podstawie dowodów, ale na podstawie algorytmów.

To dokładnie ten sam system, jaki stosuje się w Izraelu wobec Strefy Gazy. Na jego podstawie klasyfikuje się ludzi jako „cel” – nie dlatego, że coś zrobili, ale dlatego, że algorytm przewiduje, że mogliby coś zrobić.

W przeddzień izraelskiego ataku – 12 czerwca – rada MAEA na podstawie danych z MOSAIC ogłosiła, że Iran przyspiesza wzbogacanie uranu, co stanowi naruszenie warunków porozumienia JCPOA. I to właśnie dało Zachodowi pretekst – swoiste zielone światło – do ataku. To była rezolucja wyreżyserowana, a nie wynik rzetelnej inspekcji. I dlatego zaufanie Irańczyków – i Rosjan – do MAEA legło w gruzach.

Chris Hedges:
To bardzo przypomina sytuację z Iraku. Tam też zespoły inspekcyjne ONZ były naszpikowane agentami obcych wywiadów – w tym izraelskiego Mossadu. Czy z MAEA jest tak samo?

Alastair Crooke:
Zdecydowanie. To zostało potwierdzone. MAEA przekazywała informacje wywiadowcze Izraelowi – czy to bezpośrednio, czy pośrednio. Wielokrotnie domagała się rozmów z naukowcami zaangażowanymi w program nuklearny. Oficjalnie – po to, by „ocenić ich kompetencje”. Nieoficjalnie – by ich zidentyfikować i przekazać dane dalej.

Czy te informacje trafiły wprost do Mossadu? Nie mogę tego potwierdzić. Ale Irańczycy są przekonani, że tak właśnie było. I mają własne dane wywiadowcze, które to sugerują. Nie widziałem ich osobiście – ale znając dynamikę wydarzeń, nietrudno uwierzyć, że mają rację.

Chris Hedges:
Przejdźmy teraz do irańskich ataków na Izrael. Ze względu na cenzurę wojskową nie mamy pełnego obrazu sytuacji, ale wiemy, że ostrzelano rafinerię w Hajfie oraz Instytut Weizmanna. Patrząc z zewnątrz, wydaje się, że Izrael został zaskoczony skalą i skutecznością irańskiego kontrataku.

Alastair Crooke:
Myślę, że dla Izraelczyków to był prawdziwy szok. Przyzwyczaili się do pojedynczych rakiet z Gazy – typu Katyusha – które są stosunkowo łatwe do przechwycenia. Tym razem skala i precyzja uderzeń była bezprecedensowa. I choć oficjalnie panuje całkowita blokada informacyjna, obrazy satelitarne nie pozostawiają wątpliwości: Iran trafił co najmniej pięć ważnych celów wojskowych, nie licząc tych najbardziej znanych, jak siedziba Mossadu w Herzliji czy kompleks HaKirya – izraelski odpowiednik Pentagonu.

To, co zostało publicznie potwierdzone, to m.in. poważne uszkodzenia rafinerii w Hajfie. Izraelskie źródła same przyznają, że zakład nie będzie mógł funkcjonować przez co najmniej miesiąc. To ogromny cios dla przemysłu.

Kolejnym celem był port w Aszdodzie, gdzie uderzono w system zasilania – w tym główny generator prądu. Spowodowało to częściowy blackout w jednej trzeciej kraju. Choć zasilanie zostało później przywrócone, sam fakt, że port – jeden z trzech głównych w kraju – został sparaliżowany, mówi sam za siebie. Eilat jest zamknięty od miesięcy. Hajfa i Aszdod – unieruchomione. To oznacza niemal całkowite wstrzymanie izraelskiego handlu morskiego.

Izrael wiedział, że nie może dalej eskalować. Zwrócił się do Omanu z prośbą o mediację w sprawie zawieszenia broni. Przekazał to samo stronie amerykańskiej – że potrzebuje pauzy. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu: skończyły im się pociski przechwytujące.

Według danych udostępnionych przez samych Izraelczyków, w ciągu tych 12 dni wystrzelili razem z Amerykanami 93 pociski systemu THAAD (Terminal High Altitude Area Defense). To odpowiada wartości ok. 1,2 miliarda dolarów – czyli dwóm latom amerykańskiej produkcji tych rakiet. Inaczej mówiąc: wyczerpali zapasy.

Dlatego też scenariusz powtórzenia izraelskiego ataku, takiego jak ten z 13 czerwca, w najbliższym czasie jest praktycznie wykluczony. Muszą się przegrupować, uzupełnić zasoby, odbudować infrastrukturę. Zresztą podobnie Iran – choć jego straty były poważne, on również przygotowuje się do kolejnej fazy. Ale teraz sytuacja się zmieniła.

Izrael nie może dłużej utrzymywać narracji, że „zniszczył” irański program. Z punktu widzenia Netanjahu i jego gabinetu – nie jest korzystne przyjąć wersji Trumpa, że sprawa została zakończona. Bo jeśli program nie istnieje, Izrael traci pretekst do kolejnych działań prewencyjnych. A cały system zawieszenia broni – podobnie jak w przypadku Libanu – opiera się właśnie na tej logice: mamy prawo zaatakować, kiedy tylko uznamy, że wróg „zaczyna coś podejrzanego”.

Tę samą doktrynę Izrael próbuje teraz narzucić Iranowi. Chce utrzymać możliwość uderzenia w każdej chwili, pod byle pretekstem – choćby tylko podejrzenia wzbogacania uranu.

Ale, co kluczowe – izraelscy analitycy doszli do wniosku, że nie da się pokonać irańskiego programu wyłącznie siłą militarną. Można opóźnić, zakłócić, ale nie zniszczyć samej wiedzy, technologii ani determinacji.

Dlatego celem długofalowym pozostaje zmiana reżimu – zainstalowanie w Teheranie rządu przyjaznego Zachodowi, który ostatecznie wycofa się z programu nuklearnego. To nie jest nowa strategia – ale teraz staje się coraz bardziej oczywista.

Nowy porządek świata  po wojnie ukraińskiej. Globalna hegemonia w zwarciu z eurazjatyckim ładem

Nowy porządek świata po wojnie ukraińskiej. Globalna hegemonia w zwarciu z eurazjatyckim ładem

Pierwotna cena wynosiła: 65,00 zł.Aktualna cena wynosi: 59,00 zł.

Poprzednia najniższa cena: 59,00 .

Pięćset lat hegemonii Zachodu dobiega końca. Rośnie żądanie większości państw zbudowania systemu opartego na wielobiegunowości i równości suwerennych krajów. Autor w sposób bardzo przenikliwy śledzi upadek liberalnej hegemonii, wskazując jednak, że wielobiegunowy porządek świata jest dopiero w fazie kształtowania i świat znajduje się obecnie w okresie interregnum.

Alastair Crooke:
Jeśli Zachód – a w szczególności administracja Trumpa – zacznie naciskać na Iran, by zgodził się na jakąś formę nadzoru nad programem nuklearnym, czy to przez zreformowaną MAEA, czy inną instytucję, Rosja prawdopodobnie nie będzie temu sprzyjać. Sama ma poważne zastrzeżenia wobec MAEA i jej obecnych metod działania.

Ale jeśli presja będzie narastać – a wszystko wskazuje na to, że Trump rzeczywiście planuje działać z całą siłą – wówczas należy brać pod uwagę scenariusz, w którym Iran oficjalnie wycofuje się z Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT). Taka decyzja będzie mieć ogromne konsekwencje. Bo jeśli Iran zrobi ten krok, wtedy państwa europejskie – tzw. E3 – najprawdopodobniej wznowią sankcje, powołując się na naruszenie JCPOA.

Zresztą sygnały w tej sprawie już padły. Publicznie zapowiedziano, że Europejczycy mogą uruchomić mechanizmy powrotu do sankcji, jeśli Iran nie będzie współpracować z MAEA. Dla Teheranu oznacza to jedno: Zachód zmierza w stronę kapitulacyjnego ultimatum – bezwarunkowego podporządkowania się.

A to się nie wydarzy. Taki scenariusz nie wchodzi w grę. Irańczycy nie ugną się pod tym naciskiem. Przeciwnie – właśnie taki obrót spraw może przyspieszyć decyzję o wycofaniu się z NPT. I wtedy sytuacja stanie się o wiele bardziej napięta. Co stanie się później? Zobaczymy. Ale już teraz widać bardzo wyraźny zwrot społeczny, o którym wspominałeś wcześniej.

I to właśnie jest najbardziej uderzające – zmiana nastrojów wśród młodych Irańczyków. Ludzie, którzy jeszcze niedawno byli sceptyczni wobec państwa, dziś tłumnie popierają Najwyższego Przywódcę. On stał się symbolem jedności, kimś w rodzaju narodowej ikony. Widzimy to na ulicach – w tłumach, w mediach, w atmosferze.

Nie wiemy jeszcze, czy Iran zdecyduje się na budowę broni jądrowej, czy też pozostanie w strategicznej dwuznaczności – ale jedno jest pewne: odwrócenie społecznego impulsu, który dziś dominuje, będzie niezwykle trudne. A to oznacza, że każda dalsza eskalacja ze strony Zachodu będzie tylko cementować irańską determinację.

Chris Hedges:
Takie reakcje są dość typowe. Byłem w Buenos Aires tuż przed wojną o Falklandy – junta wojskowa była wtedy u kresu upadku. Ale wystarczyła jedna ofensywa, by nagle wszyscy stali się bohaterami. Nawet przestępcy. Ten rodzaj nacjonalistycznej reakcji pojawia się wszędzie – niezależnie od systemu politycznego. I mam wrażenie, że widzimy to właśnie teraz w Iranie.

A skoro o tym mowa – czy nie jest tak, że Najwyższy Przywódca Iranu już w 2003 roku ogłosił fatwę, w której stwierdzał, że posiadanie broni jądrowej jest sprzeczne z szariatem?

Alastair Crooke:
To prawda. Ale warto pamiętać, że w prawie szariatu istnieje pojęcie idżtihadu – czyli możliwości reinterpretacji prawa w oparciu o rozumowanie i aktualne okoliczności. Jeśli zmienia się rzeczywistość – np. otoczenie geopolityczne lub zagrożenie bezpieczeństwa – wówczas wykwalifikowany uczony, taki jak Hujjat al-Islam, może wydać nową fatwę, która zmienia wcześniejsze stanowisko.

To nie jest decyzja polityczna – nie podejmuje jej parlament ani rząd. Musi to być akt prawny oparty na teologicznej argumentacji. I coraz więcej głosów w Iranie – także spośród elit religijnych – uważa dziś, że wcześniejsze zobowiązanie do nieposiadania broni nuklearnej było błędem.

Zresztą, Rosjanie mówią otwarcie: Zachód swoją polityką groźby bombardowań doprowadził do sytuacji, w której państwa zaczynają uznawać broń jądrową za jedyną gwarancję bezpieczeństwa. Mamy już przecież precedensy: Korea Północna zrezygnowała z broni – a potem została zdradzona. Porozumienia złamano. Wymagania mnożono. I to właśnie skłoniło Pjongjang do powrotu na ścieżkę nuklearną.

Zachód twierdzi, że zapobiega proliferacji, ale w rzeczywistości ją przyspiesza. Takie jest dziś stanowisko Moskwy. Dmitrij Miedwiediew mówił o tym wprost – że to nie Rosja, ale Stany Zjednoczone i ich sojusznicy popychają kolejne państwa ku broni jądrowej.

Chris Hedges:
Mamy przecież także przykład Muammara Kaddafiego – zrezygnował z programu nuklearnego, a i tak został obalony. To, co go spotkało, pokazuje, jak działa ten system.

Alastair Crooke:
Dokładnie tak. Kiedy Kaddafi się poddał, jego program praktycznie nie został nawet rozpakowany – wszystko było jeszcze w oryginalnych opakowaniach. A mimo to został zniszczony. To pokazuje, że nie ma tu miejsca na dobrą wolę – tylko na brutalną siłę.

Chris Hedges:
Porozmawiajmy teraz o Strefie Gazy. Podczas jednego ze spotkań w Białym Domu, Trump i Netanjahu mówili otwarcie o „wyludnieniu Gazy”. Netanjahu powiedział wtedy z wyrachowaniem, że Gaza to nie więzienie – że każdy, kto chce wyjechać, powinien mieć taką możliwość. Od 2 marca część mieszkańców prowadzi głodówkę. Czy możemy nazwać rzeczy po imieniu i powiedzieć, co naprawdę się tam dzieje?

Alastair Crooke:
W Gazie mamy do czynienia z systematycznym planem. Netanjahu i jego koalicja, szczególnie skrajna prawica, dążą do tego, by zepchnąć wszystkich Palestyńczyków do enklawy – w praktyce do obozu koncentracyjnego. Ludzie mają zostać tam zamknięci – bez prawa wyjścia, bez przyszłości. A kolejnym krokiem ma być tzw. „dobrowolna emigracja”. Tyle że nie będzie w niej nic dobrowolnego – to będzie przymusowe wysiedlenie.

To samo dzieje się zresztą na Zachodnim Brzegu. Za ten proces odpowiada Bezalel Smotrich – minister finansów i główny architekt osadniczej ekspansji. Jego plan jest prosty: przejąć jak największą część terytorium i doprowadzić do aneksji. Osadnicy już teraz zajęli ogromne połacie ziemi, a nowe osiedla są ogłaszane niemal codziennie.

Smotrich mówił o tym zresztą całkiem otwarcie – kilka lat temu słyszałem go na konferencji. Powiedział wprost: „Naszym celem jest usunięcie wszystkich Palestyńczyków z tych ziem. Ale z uwagi na przepisy prawne potrzebujemy kryzysu – wojny, zamieszania – by zrealizować ten plan”.

I dlatego tak często prowokują napięcia wokół Wzgórza Świątynnego i meczetu Al-Aksa. Doskonale wiedzą, że to miejsce ma olbrzymie znaczenie symboliczne w świecie islamskim. Wystarczy iskra, by wybuchł ogólnoislamski gniew. I wtedy, pod pretekstem „wyjątkowej sytuacji”, można przystąpić do operacji wysiedleńczej.

Chris Hedges:
Czy to znaczy, że Palestyńczycy z Gazy mają zostać wypchnięci do Egiptu, a ci z Zachodniego Brzegu – do Jordanii? Zarówno Egipcjanie, jak i Jordańczycy deklarują, że do tego nie dopuszczą.

Alastair Crooke:
Oficjalnie tak. Ale praktycznie presja rośnie z dnia na dzień. W Gazie Palestyńczycy są spychani coraz bliżej przejścia Rafah. I jeśli któregoś dnia Izrael otworzy bramy i dosłownie wypchnie milion ludzi – sytuacja stanie się niekontrolowana.

To kwestia bardzo drażliwa w Egipcie. Wojsko i zwykli obywatele są coraz bardziej niezadowoleni z postawy prezydenta Sisiego. Jeśli będzie wyglądało na to, że Izrael zrealizuje plan „drugiej Nakby” – to znaczy masowego wysiedlenia – może dojść do społecznego wybuchu w samym Egipcie.

Oczywiście, Izrael przygotuje działania PR-owe – pokaże kilku Palestyńczyków wyjeżdżających „dobrowolnie”, może umieści ich gdzieś w Ameryce Łacińskiej lub Europie – ale to będzie zasłona dymna. Prawdziwy plan to wymuszone opróżnienie Gazy.

Obawiam się, że obecne propozycje „zawieszenia broni” mają jeden cel: stworzyć wrażenie stabilizacji, która pozwoli Izraelowi na dalsze wyniszczanie Gazy. Może się to odbywać pod pretekstem złamania rozejmu – albo po prostu po upływie deklarowanych 60 dni.

Chris Hedges:
A co z warunkami Hamasu? Czy są one w ogóle brane pod uwagę?

Alastair Crooke:
Nie. Hamas wciąż mówi jasno: chcemy trwałego zakończenia wojny, wycofania wszystkich izraelskich wojsk ze Strefy Gazy i rozpoczęcia odbudowy. Tymczasem propozycja przedstawiona przez Witkoffa – wysłannika USA – nie spełnia żadnego z tych postulatów.

Rozejm nie przewiduje wycofania wojsk. Nie zakłada odbudowy – a jeśli już, to ma być ona prowadzona przez „lojalne” państwa arabskie, według izraelskich wytycznych. W praktyce: Gazie nie wolno się odbudować. Izrael ma zostać jako siła okupacyjna – oficjalnie lub nieoficjalnie – a cała struktura władzy ma ulec przemodelowaniu.

Chris Hedges:
Warto tu zauważyć pewną prawidłowość. Izrael od lat eliminuje przywódców Hamasu. Znałem Abdela Aziza al-Rantisiego – jednego ze współzałożycieli tej organizacji – który w 2004 roku został zamordowany wraz ze swoim synem. To tylko jeden z wielu przypadków. I chociaż bez wątpienia takie ataki osłabiają strukturę ruchu, nie prowadzą do jego zniszczenia. Czy podobnie nie wygląda sytuacja w Iranie?

Alastair Crooke:
Tak, dokładnie tak to wygląda. I co więcej – skutki bywają odwrotne od zamierzonych. Izrael, eliminując doświadczonych i często bardziej umiarkowanych przywódców, doprowadza do tego, że ich miejsce zajmuje młodsze, znacznie bardziej radykalne pokolenie. Tak było w Hamasie. I tak jest teraz w Iranie.

Wiele z obecnych postaci dowódczych IRGC to weterani wojny irańsko–irackiej – ludzie o głębokim doświadczeniu, ale też często bardziej ostrożni. Ci, którzy ich teraz zastępują, są młodsi, bardziej bezkompromisowi i zdeterminowani. Izrael w pewnym sensie sam kształtuje swojego przyszłego przeciwnika – bardziej zmotywowanego i mniej skłonnego do kompromisu.

To samo widzimy w Libanie. Hezbollah stanowczo oświadczył, że nie zaakceptuje żadnego planu, który miałby doprowadzić do jego rozbrojenia. I nie chodzi tu tylko o broń – ale o głębszy plan Zachodu: pozbawienie szyitów w Libanie praw politycznych i siły militarnej. A przecież to oni stanowią większość populacji tego kraju.

Amerykanie już próbowali tego dokonać – i ponieśli porażkę. Próba demilitaryzacji społeczności szyickiej może doprowadzić do wojny domowej. I choć niektórzy na Zachodzie uważają, że byłoby to korzystne – jako pretekst do dalszej interwencji – to w praktyce doprowadziłoby do destabilizacji całego regionu.

Chris Hedges:
Na zakończenie – porozmawiajmy o ewentualnym kolejnym izraelskim ataku. Czy nie jest tak, że strategia Tel Awiwu polega na permanentnym „koszeniu trawnika”? W Gazie widzimy, jak każde zawieszenie broni staje się dla Izraela pretekstem do następnego uderzenia. Czy podobnej logiki nie zastosują wobec Iranu – jeśli tylko uznają, że Teheran odbudowuje swoje zdolności?

Alastair Crooke:
To bardzo trafne spostrzeżenie. I myślę, że Izrael rzeczywiście chce stosować wobec Iranu dokładnie ten sam schemat: niszczyć, obserwować, odbudowa – i znów niszczyć. Ale tym razem coś się zmieniło.

Śledzimy izraelską prasę – również hebrajskojęzyczną. I coraz wyraźniej widać, że po tym, co się stało, Izrael doszedł do wniosku: samodzielnie nie jest w stanie uderzyć na Iran. Straty były zbyt wysokie. Zaskoczenie – zbyt bolesne. Jeśli mają to powtórzyć, potrzebują pełnego, bezwarunkowego wsparcia Stanów Zjednoczonych.

Pytanie tylko: czy Trump im tego wsparcia udzieli?

Tu pojawia się wątek wewnętrzny – i bardzo ważny: MAGA. Ruch ten, wraz z dużą częścią młodszych wyborców Partii Demokratycznej, poparł Trumpa nie dlatego, że zgadza się z całą jego agendą, ale dlatego, że obiecał pokój. Koniec z niekończącymi się wojnami. Koniec z interwencjami. I właśnie ta grupa zaczyna się wycofywać.

Widzimy to u Steve’a Bannona, Tuckera Carlsona i innych liderów opinii – którzy stanowczo sprzeciwiają się eskalacji. Trump nie ma dużej przewagi w Kongresie – różnica w Izbie i Senacie to zaledwie kilka głosów. A wybory śródokresowe zbliżają się szybko. Każdy nowy konflikt może kosztować go poparcie, które tak skrupulatnie budował.

Zresztą – już teraz próbują łagodzić ton. Pamiętasz, jak jeden z doradców Trumpa powiedział w Fox News: „To nie atak na Iran czy irański naród – to tylko działania wobec programu nuklearnego”? To próba utrzymania poparcia, uniknięcia wrażenia, że Ameryka znów wchodzi w krwawą awanturę na Bliskim Wschodzie.

Ale tu właśnie tkwi niebezpieczeństwo. Bo jeśli dojdzie do eskalacji, Iran i jego sojusznicy nie pozostaną bierni. Mają swoje środki nacisku – także wobec USA. Jeśli konflikt wejdzie w nową fazę, możemy obudzić się w zupełnie innym świecie. I wtedy Trump – zamiast spektakularnego nagłówka „Zwyciężyliśmy” – może dostać coś zupełnie odwrotnego. Zwłaszcza że w takich warunkach powróciłyby stare sprawy, rozliczenia, być może nawet procedury impeachmentu.

To moment przełomowy. I choć Trump pragnie sukcesu, nie wojny – to ryzyko, że sytuacja wymknie się spod kontroli, jest realne. Po obu stronach – MAGA i młodych wyborców Demokratów – nie ma przyzwolenia na kolejną wielką wojnę na Bliskim Wschodzie.

Chris Hedges:
Bardzo dziękuję za rozmowę. I oczywiście dziękuję również Sophii, Victorowi, Maxowi, Thomasowi i Diego za realizację programu. Znajdziecie nas na stronie…


https://chrishedges.substack.com



Spisek przeciwko Iranowi. Czyli jak USA niszczą wolne państwo

Spisek przeciwko Iranowi. Czyli jak USA niszczą wolne państwo

49,00 

Korzystając z niedawno odtajnionych dokumentów i notatek, uznany przez krytyków autor, Dan Kovalik, całkowicie wywraca klisze informacyjne i opinie na temat napięć na linii Iran-USA, których pełne są mainstreamowe media.