Na początku lat 90., gdy kurz po zimnej wojnie dopiero opadał, świat stanął przed nowym pytaniem: co dalej? W miejsce dawnych podziałów ideologicznych pojawiły się dwie konkurencyjne wizje przyszłości – Francis Fukuyama ogłosił „koniec historii”, a Samuel Huntington przewidział „zderzenie cywilizacji”. Obie koncepcje zyskały ogromne znaczenie nie tylko w debacie akademickiej, ale również w kształtowaniu polityki zagranicznej mocarstw. Stały się symbolicznymi prognozami geopolitycznego porządku XXI wieku.

Liberalny triumf: koniec historii Fukuyamy

Francis Fukuyama, amerykański politolog, w głośnym eseju z 1989 roku, a następnie książce The End of History and the Last Man, wysunął tezę, że wraz z upadkiem komunizmu kończy się nie tylko pewna epoka, ale także zasadnicza walka idei. Liberalna demokracja, według niego, wyłoniła się jako ostateczna i bezalternatywna forma rządów – uniwersalna, nie tylko moralnie słuszna, ale także historycznie nieuchronna.

Fukuyama argumentował, że rozwój gospodarczy sprzyja demokratyzacji, a współzależność państw poprzez globalizację prowadzi do pokoju. Liberalizm nie miał już konkurenta, a społeczeństwa – dążąc do dobrobytu – będą stopniowo internalizować zachodnie wartości, normy i instytucje. To nie była naiwna utopia, lecz logiczne zwieńczenie procesu modernizacji i ewolucji politycznej. Jak pisał:

„To, czego możemy być świadkami, to nie tylko koniec zimnej wojny, ale koniec historii jako takiej: punkt końcowy ideologicznej ewolucji ludzkości i uniwersalizacja zachodniej, liberalnej demokracji jako ostatecznej formy ludzkiego rządu”.

Powrót plemion: zderzenie cywilizacji Huntingtona

Samuel Huntington, również amerykański politolog, odpowiedział na tę wizję koncepcją o zgoła odmiennej logice. W książce The Clash of Civilizations and the Remaking of World Order (1996) przedstawił świat jako mozaikę cywilizacji – zbiorowych tożsamości ukształtowanych przez historię, religię, język i tradycję. Według Huntingtona, to właśnie te tożsamości – a nie ideologie czy ekonomia – staną się głównym źródłem konfliktów w XXI wieku.

Zachodni indywidualizm, prawa człowieka i demokracja – przekonywał – nie są uniwersalne, lecz wynikają z określonej tradycji kulturowej: zachodniego chrześcijaństwa. Dlatego próba ich globalnej ekspansji napotka opór. Świat nie dąży do zjednoczenia, ale do reorganizacji wokół bloków cywilizacyjnych, takich jak islamski, konfucjański, hinduski czy prawosławny. Huntington przestrzegał przed „błędem jednej alternatywy”, czyli przekonaniem, że upadek komunizmu musi prowadzić do triumfu liberalizmu.

W tej wizji przyszłości to nie współpraca, lecz rywalizacja cywilizacyjna stanie się dominującym paradygmatem stosunków międzynarodowych. Państwa niezachodnie – jak Chiny czy kraje islamskie – nie będą imitować Zachodu, ale budować własną potęgę, by mu się przeciwstawić.

Geopolityczne konsekwencje i wybory

W latach 90. Fukuyama stał się głosem dominującym w polityce Zachodu. Teoria końca historii legitymizowała Pax Americana – światowy porządek zbudowany wokół dominacji USA, neoliberalnej globalizacji i demokratyzacji. Miało to jednak skutki uboczne: przekonanie o nieuchronnym triumfie liberalizmu uśpiło czujność wobec odmiennych dróg rozwoju.

Rosja, początkowo podążająca ścieżką westernizacji, została odrzucona jako potencjalny partner projektu Zachodu – zbyt silna, by podporządkować się bez reszty. Z czasem zaczęła przyjmować narrację Huntingtona: zamiast wtopić się w liberalny ład, odbudowywała własną tożsamość jako cywilizacja prawosławna, niezależna od zachodniego uniwersalizmu.

Jak zauważa Putin:

„Żadna cywilizacja nie może szczycić się tym, że jest szczytem rozwoju”.

Tym samym spór Fukuyama–Huntington stał się nie tylko akademickim dyskursem, lecz także praktycznym fundamentem geostrategicznych wyborów. Liberalny uniwersalizm stracił impet, a świat coraz wyraźniej przypomina ten z kart Huntingtona – wielobiegunowy, niespójny, pogrążony w napięciach kulturowych i cywilizacyjnych.

Dwie wizje – jeden świat

Czy zatem Fukuyama się mylił, a Huntington miał rację? Być może – jak to często bywa – obie teorie opisują ten sam świat z różnych perspektyw. Fukuyama uchwycił dążenie Zachodu do jednolitego porządku, Huntington – opór wobec tego porządku. W praktyce historia się nie skończyła – ale także nie zamieniła się wyłącznie w zderzenie.

Świat po zimnej wojnie to arena, na której trwa walka nie tylko o wpływy, ale o sens i tożsamość. I być może właśnie ta walka – między uniwersalizmem a cywilizacyjnym pluralizmem – zdefiniuje kolejne dekady.

Reakcje i krytyki: zbyt piękne, by było prawdziwe

Obie koncepcje spotkały się z ogromnym zainteresowaniem – i równie intensywną krytyką.

Fukuyama: koniec, który nie nadszedł

Wielu komentatorów, zwłaszcza po zamachach z 11 września 2001 roku i wojnach w Iraku i Afganistanie, zaczęło wątpić w „koniec historii”. Wydarzenia te pokazały, że demokracja nie triumfuje automatycznie, a wartości Zachodu mogą być przez inne kultury nieakceptowane lub wręcz odrzucane.

Filozof Jacques Derrida nazywał teorię Fukuyamy świecką religią Zachodu – mesjanizmem, który ignoruje realne problemy społeczne. Ekonomiści i socjologowie zwracali uwagę, że neoliberalny kapitalizm produkuje nierówności, kryzysy i alienację, co podważa fundamenty demokracji. Innymi słowy: Fukuyama mógł mieć rację co do końca ideologii, ale nie przewidział, że liberalna demokracja może ulec wewnętrznemu rozkładowi.

Huntington: ostrzeżenie, które się spełnia?

Huntingtona krytykowano z kolei za dzielenie świata zbyt grubą kreską. Według Edwarda Saida, autora Orientalizmu, Huntington traktował inne kultury jak monolity – ułatwiając tym samym polityczne podziały i uzasadniając wrogość wobec świata islamu.

Jednocześnie jednak nie da się ukryć, że wiele jego prognoz się spełnia. Napięcia z Chinami, ekspansja Rosji, czy wzrost znaczenia religii w polityce – to wszystko wpisuje się w jego wizję świata, który nie zjednoczył się, lecz spolaryzował. Problem w tym, że teoria Huntingtona może stać się samospełniającą się przepowiednią – jeśli uznamy, że wojna cywilizacji jest nieunikniona, to przestaniemy szukać porozumienia.

W którą stronę idzie świat?

Dziś trudno rozstrzygnąć, kto miał rację. Równie trudno jednoznacznie odrzucić którąkolwiek z wizji.

Z jednej strony – współpraca międzynarodowa, prawo międzynarodowe i uniwersalne wartości wciąż odgrywają ogromną rolę. Z drugiej – tożsamości kulturowe, religia i cywilizacyjne zakorzenienie wracają do centrum debaty. Ukraina, Tajwan, Bliski Wschód – te punkty zapalne wydają się raczej potwierdzać Huntingtona, choć sama struktura gospodarki globalnej wciąż faworyzuje Fukuyamowski model wzajemnych zależności.

Możliwe, że obaj myśliciele uchwycili fragmenty prawdy. Fukuyama – nadzieję na świat wspólnych wartości. Huntington – trzeźwą analizę świata, który tych wartości nie podziela. A my żyjemy dziś w rzeczywistości, gdzie te dwie logiki ścierają się każdego dnia – w polityce, w mediach, w głowach ludzi.

Glenn Diesen: pluralizm cywilizacyjny zamiast końca historii

W sporze między Francisem Fukuyamą a Samuelem Huntingtonem wyraźnie słychać echo zachodnich debat intelektualnych lat 90., w których liberalny uniwersalizm zmierzył się z ostrzeżeniem przed cywilizacyjnym pluralizmem. Trzy dekady później pojawiają się nowe głosy – już nie tyle z wnętrza Zachodu, co z jego peryferii, z miejsc odczuwających ciężar zachodniej hegemonii. Jednym z najważniejszych współczesnych komentatorów tego sporu jest norweski politolog Glenn Diesen. Choć formalnie nie wpisuje się on bezpośrednio w kontrowersję między Fukuyamą a Huntingtonem, jego diagnoza globalnego ładu stanowi w istocie pogłębioną rewizję obu stanowisk, dokonaną z perspektywy geopolitycznej i cywilizacyjnej.

Diesen z dużym sceptycyzmem odnosi się do Fukuyamowskiej idei „końca historii”. Jego zdaniem była to ideologiczna konstrukcja, która służyła uzasadnieniu hegemonii Stanów Zjednoczonych po rozpadzie ZSRR. Fukuyama nie tyle przewidział nieuchronną ewolucję świata w kierunku liberalnej demokracji, co opisał projekt polityczny, mający na celu rozszerzenie modelu liberalnego jako jedynego dopuszczalnego formatu cywilizacyjnego. W rzeczywistości – przekonuje Diesen – liberalna demokracja nie była neutralnym, uniwersalnym punktem dojścia, lecz ekspresją specyficznego dziedzictwa kulturowego Zachodu, zakorzenionego w indywidualizmie, racjonalizmie i sekularyzmie. Próba narzucenia tego modelu całemu światu nie tylko zlekceważyła realne różnice cywilizacyjne, ale również doprowadziła do licznych napięć i katastrof – od wojny w Iraku po kryzys ukraiński.

Z perspektywy Diesena, uniwersalizm Fukuyamy był złudzeniem maskującym zachodnią dominację. Globalizacja – pozornie emancypacyjna – stała się narzędziem podporządkowania. Zamiast rzeczywistego dialogu między kulturami, promowano standaryzację: jednej waluty, jednego systemu wartości, jednej definicji praw człowieka. Zachód próbował zawrzeć świat w swoim obrazie, nie dostrzegając, że dla wielu cywilizacji – takich jak Rosja, Chiny, Indie czy świat islamu – ten model nie był ani atrakcyjny, ani możliwy do zaadaptowania bez poważnej deformacji własnej tożsamości. Upór Zachodu w tej sprawie nie tylko nie zakończył historii, ale stał się jej nowym zapalnikiem.

Chociaż Diesen nie cytuje Huntingtona bezpośrednio z taką intensywnością, z jego analiz wyłania się duchowa bliskość z teorią zderzenia cywilizacji – ale w formie powściągliwej, realistycznej i niekonfrontacyjnej. W jego ujęciu przyszły ład światowy nie będzie ani jednolity, ani skonfliktowany w duchu wojny kulturowej. Będzie raczej światem wielobiegunowym i cywilizacyjnie zróżnicowanym, w którym różne regiony budują własne modele rozwoju i instytucje niezależne od zachodnich formatów. Taką rolę mają dziś spełniać BRICS, Szanghajska Organizacja Współpracy czy Euroazjatycka Unia Gospodarcza – twory, które nie próbują kopiować Zachodu, ale budują alternatywę opartą na suwerenności kulturowej i geopolitycznej.

Rosja, według Diesena, jest najlepszym przykładem niepowodzenia projektu Fukuyamy i jednocześnie potwierdzeniem intuicji Huntingtona. W latach 90. Moskwa próbowała przyjąć zachodni model – liberalizację, prywatyzację, otwartość – ale została ostatecznie wykluczona z projektu Pax Americana. Zachód, mimo retoryki uniwersalizmu, nie był gotów zaakceptować Rosji jako partnera, który nie rezygnuje ze swojej odrębności i potencjalnej roli suwerennego bieguna w układzie sił. Rezultatem była nie tyle reintegracja Rosji z Zachodem, co jej cywilizacyjne odrodzenie – w duchu konserwatyzmu, prawosławia i politycznej niezależności. Diesen nie widzi w tym powrotu do sowieckiego imperializmu, lecz reakcję na kulturową ekspansję Zachodu, która nie pozostawiła Rosji innego wyboru.

W tej optyce Huntington miał rację, kiedy przestrzegał przed „błędem jednej alternatywy”. Diesen rozwija tę intuicję, proponując nie tyle powrót do cywilizacyjnych podziałów jako źródła konfliktu, co nową formę równowagi cywilizacyjnej. Nie ma jednej drogi do nowoczesności. Nie ma jednej formy demokracji, jednej definicji praw człowieka ani jedynego właściwego modelu gospodarki. Próba narzucenia takiego wzorca skończyła się fiaskiem, a dzisiejszy świat – choć wciąż niespokojny – oferuje szansę na nowy pluralizm: świat bez centrum, ale z wieloma ośrodkami suwerennej myśli i kultury.

Dla Diesena przyszłość należy nie do tych, którzy narzucają jednolitość, ale do tych, którzy uznają różnorodność za wartość, a nie zagrożenie. W tym sensie przekracza on spór Fukuyama–Huntington, proponując trzecią drogę: świat bez końca historii i bez zderzenia cywilizacji, ale ze świadomym wyborem wielobiegunowości jako fundamentu pokoju i równowagi.

Magdalena Trojanowska

Nowy porządek świata po wojnie ukraińskiej. Globalna hegemonia w zwarciu z eurazjatyckim ładem

Pierwotna cena wynosiła: 65,00 zł.Aktualna cena wynosi: 59,00 zł.

Poprzednia najniższa cena: 59,00 .

Pięćset lat hegemonii Zachodu dobiega końca. Rośnie żądanie większości państw zbudowania systemu opartego na wielobiegunowości i równości suwerennych krajów. Autor w sposób bardzo przenikliwy śledzi upadek liberalnej hegemonii, wskazując jednak, że wielobiegunowy porządek świata jest dopiero w fazie kształtowania i świat znajduje się obecnie w okresie interregnum.